Gratis Versand in ganz Österreich
Bookbot

Mackiewicz Józef

    Jozef Mackiewicz war für seine außerordentlich realistische Prosa bekannt, die keine Tabus kannte. Seine Werke tauchen tief in die harten Realitäten historischer Ereignisse und die menschliche Natur ein, erforschen das Leben unter sowjetischer Besatzung, das Wesen des Kommunismus und die Komplexität des Glaubens. Mackiewiczs literarischer Stil zeichnet sich durch seine rohe Ehrlichkeit und sein tiefes Bekenntnis zur Wahrheit aus und bietet den Lesern einen unerschrockenen Blick auf herausfordernde Umstände. Trotz Perioden eingeschränkter Verfügbarkeit erleben seine Schriften eine Renaissance, da sein schonungslos offener Ansatz bei einer neuen Generation von Lesern Anklang findet, die authentische literarische Erlebnisse suchen.

    Dzieła T.32 Nie wychylać się!
    Dzieła T.31 Najstarsi tego nie pamiętają ludzie
    Dzieła T.28 Listy (Chmielowiec)
    Lewa wolna
    Karierowicz
    Sprawa mordu katyńskiego
    • Gdy swego czasu ukazała się w Kulturze pierwsza część Karierowicza pt. Przyjaciel Flor, znaleźli się czytelnicy, którzy zagrozili wymówieniem przedpłaty Samo wprowadzenie, bodaj po raz pierwszy do naszej literatury na tym poziomie, motywu miłości lesbijskiej Michał Sambor (Michał Chmielowiec), Wiadomości 1958 nr 16 Urzekająca, na przykład, jest powieść Józefa Mackiewicza Przyjaciel Flor Witold Gombrowicz, Dziennik, t. I Obeznany z polską literaturą XX wieku czytelnik zwróci z pewnością uwagę na podobieństwo problematyki tej powieści i zagadnienia Gombrowiczowskiej gęby. Wacław Lewandowski, Józef Mackiewicz: Artyzm Biografia Recepcja, 2000 W powieści Mackiewicza wydarzenia rozwijają się precyzyjnie jak w scenariuszu filmu kryminalnego. A jednak ich precyzyjnemu rysunkowi nieustannie towarzyszy coś niewypowiedzianego, tajemniczego. Mimo że akcja utworu rozgrywa się w ciągu sześciu lat, a tempo wydarzeń wcale nie jest szybkie, czytelnik ma wrażenie niezwykłej gęstości i intensywności zdarzeń. Pogłębia to wrażenie jedność miejsca, postaci i sytuacji, które w kolejnych etapach narracji odsłaniają się z coraz innej strony. Intryga powieści kryje się nie tylko w samej fabule także w tej nieustannej nieokreśloności postępowania bohaterów, o których na pozór wszystko wiadomo. Jest w Karierowiczu coś z motywu antycznego fatum, chociaż utwór opowiada nie o konieczności, lecz o przypadku. Małe arcydzieło realistycznej sztuki opowiadania. Włodzimierz Bolecki, Ptasznik z Wilna, 1991 i 2007

      Karierowicz
    • Dzieła T.28 Listy (Chmielowiec)

      • 522 Seiten
      • 19 Lesestunden

      Nagle olśniło mnie, dlaczego, będąc przyrodnikiem, i całe życie marząc o napisaniu noweli o zwierzętach, nigdy tego nie mogłem zrobić, chyba wpadając w anegdotę i antropomorfizm. Tak samo myślałem o napisaniu noweli szachowej (naturalnie nie la Zweig) kiedyś mówiliśmy o tym? Myśli Pan, że to możliwe? Pan jako utalentowany pisarz i utalentowany szachista zarazem (czytałem o tym w Dzienniku Polskim!) powinien jednak spróbować. ... Józef Mackiewicz do Michała Chmielowca Ornitolog z wykształcenia Mackiewicz umiał barwnie opowiadać o przyrodzie. Zafascynował wszystkich, nawet dzieci. Nie było mieszczańskiego mieszkanka w Monachium. Tu panowała w tej chwili głęboka puszcza litewska. ... Mackiewicz znów zaczął barwnie opowiadać głównie o Rosji carskiej, o ludziach i zwyczajach tamtej epoki, zdarzeniach. Gdy wyszła książka Sprawa pułkownika Miasojedowa, różne postacie tej powieści odnalazłam jak starych znajomych, a także sceny z ich życia przypominały się jakbym je sama na własne oczyoglądała. Irena Chmielowcowa, Biesiady z Mackiewiczami, DPiDŻ 1987 nr 49 Powodzenie, nawet na małym podwórku i wychodzone, nie wpływa na piszących dobrze. Oczywiście, uprzyjemnia życie, ale prawdziwe życie pisarza zaczyna się po śmierci. Niestety, ja dla siebie i na nie nie mogę liczyć, ale wierzę w pozagrobowy żywot literacki Józefa. Mimo usilnych zabiegów współczesnych, także na emigracji, żeby mu rangi literackiej odmówić, chociażby przez utrącanie wydań w językach obcych. Barbara Toporska do Michała Chmielowca Być może dlatego nam Polakom tak trudno jest rządzić się demokratycznie że cierpimy na dwojakie wynaturzenie zmysłu krytycznego: przeciwnika potępia się u nas bezapelacyjnie, nie zostawia na nim suchej nitki, wyłącza wszelki kompromis. A z drugiej strony jest się ogromnie pobłażliwym dla wszelkiej przeciętności, nie szanuje się hierarchii, podziału łudzi na wybitnych i tych, co nie wynajdą prochu. Pierwszych zagryzamy, z drugimi się cackamy w krytyce. Michał Chmielowiec, Bajki, prawdy, morały...

      Dzieła T.28 Listy (Chmielowiec)
    • Wszyscyśmy wtedy wiedzieli o rozgromie, o panicznym odwrocie i o tym, że mimo odezw i plakatów, Wilna nie obronimy. Pamiętam, w jakimś miejscu rozchyliła się nagle zasłona kurzu i ujrzałem tuż przy drodze, w zbożu leżący, rozbity samolot. Skrzydło aeroplanu sterczało bezradnie pośród kłosów żytnich. Za chwilę kurz przysłonił znów oczy. Ten widok jednak utrwalił się w mojej pamięci. Złamane skrzydło, jak symbol przegranej wojny sterczące w zbożu, widziałem przed sobą tego dnia, kiedyśmy wszyscy jechali w półsennej malignie zmęczenia i apatii na front. Było źle, a później coraz gorzej. Oddaliśmy Wilno bolszewikom i cofali dalej na południe. Już w pierwszej bitwie zapomniałem o złamanym skrzydle aeroplanu. Często, pisząc o sprawie wileńskiej, lub stosunkach polsko-litewskich, nie możemy się w Wilnie zdobyć na chłodną rozwagę. To prawda. Może zbyt bezpośrednio odczuwamy te sprawy, tym niemniej przyznać musimy, iż rozumiemy je głęboko i naszym naturalnym prawem jest zabieranie w tej materii głosu. Ale bywa, że uczucie goryczy przeważa w niektórych wypadkach nad możliwością roztrząsania rozumowanego. Wtedy piszemy nie z mózgu, a z serca. Myliłby się ten, kto osądza w czambuł, iż na dzisiejszej Litwie kowieńskiej nie powstała żadna nić łącząca ją z dawną Litwą historyczną, prócz godła państwowego. Widzieliśmy tam odruchy piękne i bliskie nam podejścia do tradycji. Przykładów można by przytoczyć szereg. Czasem się zdaje, że ot lada chwila znajdziemy coraz więcej wyrazów we wspólnym słowniku. I znów nagle, jak lodowata nawałnica, spada wieść z Kowna, która ostudza wszelki zapał. Kochana, stara Ryga! W jej krętych, wąziutkich uliczkach przybrzeżnych, w jej ładownych towarami witrynach, wśród starych sreber i starych książek przyczaił się jeszcze Gemt beztroskiego handlu. Bywa wieczorem, z okna do okna, patrzą ku sobie na piętrze, zapalone pod abażurem lampy. Dorożka konna głośnym echem klepie po kamieniach. Bramy zawarte. Na moście palą się już cegliste latarnie i w pięknym ich odblasku burzą się fale morza, napierając na fale Dźwiny. Kołyszą się barki u mola. Zabawne też są i niezgrabne holowniki. Z czerwonym światłem, głęboko siedząc w wodzie, krążą wokół wielkich statków jak wodne jamniki. Józef Mackiewicz

      Dzieła T.31 Najstarsi tego nie pamiętają ludzie
    • Uczyłem się średnio, prawie źle. Gorzej w szkole polskiej niż w rosyjskiej. O szkole rosyjskiej zachowałem wspomnienia przyjemne. Lubiłem ją nawet. Szkołę polską wspominam z niechęcią. Ażeby zachować obiektywizm, którego jestem więcej niż entuzjastą, bo szczerym fanatykiem (jak dziwnie czasem kojarzą się słowa!), muszę podkreślić, że szkoła rosyjska przypadła na okres klas wstępnej, pierwszej, drugiej... czyli na okres dzieciństwa, najczęściej opromieniany wewnętrznym szczęściem. Szkoła polska na lata głodu, wojny, pierwszych rozczarowań, pierwszych zawodów. Nie znoszę kolei. Nie znoszę tym bardziej, im częściej wypada mi nią jeździć, lub tym więcej, im częściej wypada mi jeździć końmi, samochodem czy samolotem. Miarowy stukot, miarowy stukot!... To jedno godne jest uwagi poetycznej, w chwilach, gdy pociąg skacze przez weksle (cóż za przypomnienie!) i biegnie po spojeniach szyn w... Nie, właśnie nie widzimy dokąd. Ględzenie o wielkiej przestrzeni, czy też czarnej dali jest wyskokiem fantazji literackiej ponad tender, czy brankard i lokomotywę, których też nikt nie widzi, a które posyłają nam z przodu całusa z kurzu węglowego i dymu. Wewnątrz są tylko lampy i nadpisy: Nie wychylać się!... hłopi rzadko chwytają za kosy. Pod Racławicami kazał im kuć je na sztorc Kościuszko. W powstaniach późniejszych kazała im szlachta iść razem ze sobą na Moskala z kosami, a poszli nie w Polsce rdzennej, tylko na Litwie właśnie. Kosa jest symbolem chłopskiej broni. Na majątki tej samej szlachty za bolszewickiej rewolucji szli z gołymi rękami, by brać, co im bolszewicy do grabienia dawali. Ale za kosę sami porywają rzadko, w obronie własnej, ściśnięci rozpaczą, w obronie mienia chyba, gdy już innej drogi nie widać. Druskieniki widziałem po raz pierwszy w roku 1920. Przeprawiałem się wpław przez Niemen na prawy brzeg koło wsi Św.-Jańsk. Na południe, w Grodnie, byli jeszcze bolszewicy. Październik. Rano, we wsi, wilki zagryzły 30 owiec. Pojechałem dalej puszczą i z wysokości siodła widziałem z dala spiętrzone budynki Druskienik, na wpół zwęglone, opuszczone, dziwaczne w swym burżujskim pretensjonaliźmie do starych dobrych czasów. Po prostu bywszaja dacznaja miestnost'. Gwizdały nad nią kule, a kurz na ich ulicach wznosiła kawaleria. Wtedy był jeszcze most Józef Mackiewicz

      Dzieła T.32 Nie wychylać się!
    • Wydaje się, że z moralnego znaczenia zewnętrznych objawów rycerskości nie wszyscy zdają sobie sprawę. Najpiękniejszym bodaj przykładem jest hołd oddawany poległym w wojnie przeciwnikom. Niewątpliwie zawiera moment szlachetnej pobudki, a więc moment wychowawczy, gest estetyczny, w pełni odpowiadający rycerskim tradycjom. ... Trzeba przyznać, że Niemcy robili to bardzo ładnie. Ich cmentarze poległych Rosjan na przykład, mało się różniły pod względem pietyzmu i wojskowej opieki, od cmentarzy żołnierzy własnych. Dobieranie krzyżów prawosławnych, stylizacja napisów, mówiących z reguły o śmierci bohaterskiej, mogłoby służyć za przykład takiej tradycji rycerskiej i świadczyć jednocześnie o jednej z nielicznych, niestety, pięknych kart Wielkiej Wojny. Pomniki swym przeciwnikom wystawiali Niemcy zarówno na swojej ziemi, jak obcej. ... Zaborczy rząd rosyjski przejawiał również w tym kierunku pewną tolerancję. Oczywiście nie budował pomników żołnierzom polskich powstań, tak samo, jak my nie projektujemy dla poległych żołnierzy armii Dybicza czy Paskiewicza. Ale oto w roku 1914, na skwerku koło kościoła Św. Katarzyny, przy ul. Wileńskiej w Wilnie, stanąć miał pomnik poległym i zmarłym Francuzom z roku 1812. Słowo szpieg było zawsze określeniem ujemnym, stanowiło o pewnego rodzaju pogardzie tego zawodu. Z pewnego rodzaju złowieszczym lekceważeniem wymawialiśmy... szpieg. Dlaczego? Wychowanym w tradycjach rycerskich, zdawało się nam, że tylko człowiek otwarcie występujący do boju, jako równy z równym, zasługiwać może na szacunek, na słowa uznania i podziwu. Szpieg to jest człowiek zawsze przebrany, a więc ukrywający własne oblicze, działający cichaczem, a więc nie wystawiający własnej osoby na takie ryzyko. Poza tym musi być z reguły podły, tchórzowaty, nikczemny, chytry. Powoli pojęcia te ulegały ewolucji. Dopiero wielka wojna światowa pokazała nam prawdziwego szpiega. Jego znaczenie, jego poświęcenie, bohaterstwo nieraz. Zasługi człowieka wywiadu, pojedyńczego człowieka równają się zasługom tysięcy nieraz żołnierzy na froncie. ... Stało się więc tak, że z jednej skrajności wpadliśmy w drugą i kult szpiega rozpowszechnił się w romansach, powieściach, pamiętnikach, publicystyce... Przesada! Zawód wprawdzie jest istotnie niebezpieczny bardzo, ale pracuje w nim jednak znikoma zaledwie ilość naprawdę ideowych, owianych patriotyzmem. Większość, jak poprzednio, tak i nadal pozostało płatnymi ajentami, sprzedającymi swą pracę, wiadomości i ryzyko życia za pieniądze. Józef Mackiewicz

      Dzieła T.30 Gest rycerskiej tradycji
    • Swoim zwyczajem, nabytym od obcowania z naszymi chłopami, rzecz opowiem z ogródkami, od strony rynku końskiego począwszy. Kupiliśmy z sąsiadem na Ponarskim Rynku w Wilnie czarnego wałacha i poszli na Zawalną, róg Rudnickiej, gdzie, jak zapewne pamiętają wilnianie, był taki duży sklep żydowskiego rymarza. Właśnie żydek zdejmował miarę na chomąt, a ja ujrzałem w kiosku jakieś pismo w wydaniu zeszytowym, po polsku, pt. Nowe Widnokręgi. Zanim zdążyłem je otworzyć, zdarzył się wypadek, że do komisariatu milicji wpłynął meldunek o ukradzeniu komuś tam karego konia. Milicjant wyszedł, ziewając (komisariat był tuż), łapą przytrzymał szczękę, błoto, ziąb, chmurno. Spojrzał w niebo, po czym w ulicę i dostrzegł mojego wałacha. Zaraz: cap! Do komisariatu. Zgoła natomiast śmiesznie brzmią takie terminy jak czerwony car, czerwony absolutyzm itp. Terminy te używane są z wyraźną intencją, aby straszyć nimi modną dziś w świecie demokrację, w uczciwym czy udanym przekonaniu, że dawne monarchie stanowiły antytezę prawdziwej demokracji. Argument taki może mieć nawet widoki powodzenia, bo ignorancja mas wzrasta w stopniu wprost proporcjonalnym do czytelnictwa, jakkolwiek stwierdzenie to wydać się może świętokradztwem. Ale tak już jest: polityczna demagogia w postaci druków nie uświadamia mas, a je ogłupia. W ten sposób dzisiejsze demagogiczne pojęcie demokracji stało się nie tylko pustym frazesem, ale nieraz uciążliwym, otumaniającym reżimem, miast reprezentować ideały wolności i ideały demokratyczne. Gdyby się tak nie stało, to ludzie pamiętający jeszcze czasy sprzed roku 1914, nawet bez wystawiania swej odwagi cywilnej na próbę, musieliby głośno przyznać, że swobody właśnie charakteru demokratycznego większe były pod berłami cesarskimi, niż w następnym okresie demokracyj i socjalizmów różnych odcieni, nie mówiąc już o narodowym socjalizmie Hitlera i komunistycznym socjalizmie Stalina. Z tymi wadami wydaje się mi też tak, że wybraliśmy sobie za narodowe, takie z ich liczby (bo bez wad nie ma narodu), które od biedy idą najlepiej do twarzy. Jestem przekonany, że częściej okłamujemy siebie właśnie, wytykając swoje rzekomo charakterystyczne wady, niż gloryfikując się w auto-panegirykach. Józef Mackiewicz

      Dzieła T.33 Wrzaski i bomby
    • Twórczość artystyczna nie ma ani wagi, ani miary. Nie można jej wyrazić w cyfrach porównawczych. Albo się podoba, albo się nie podoba. To rzecz ściśle subiektywna, ściśle prywatna. Wprawdzie zawodowa krytyka artystyczno-literacka wypracowała pewne konwencjonalne formy smaku, poziomu, wartości itp., przeistaczając je w autorytatywne tzw. kryteria, ogólnie przyjętei uświęcone przez erudytów danej dziedziny artystycznej, ale mnie się one wydają zawsze dlaczegoś sztuczne. Umowne, zależne od mody, obyczajów i zwłaszcza autorytetów. Uznając je, musiałbym wyjść z założenia, że od roku 1564 nie tylko nie narodził się większy dramaturg od Williama Szekspira, ale narodzić się nie może. A to stoi w sprzeczności z moim poglądem na historię naturalną człowieka. Tymczasem porównanie kogoś z późniejszych lub współczesnych do Szekspira stawia automatycznie autora takiego porównania poniżej krytyki przyjętych form, jak wyjście na ulicę bez kołnierzyka i bez ogolenia. Po co więc mam się narażać? Dla mnie Balzak np. jest znakomity tylko ze względu na opis spraw ludzkich w jego cyklu Ludzkiej komedii. Nie znaczy to jednak, że od tego czasu co najmniej dziesiątki innych literatów, piszących o ludzkich sprawach, nie zrobiło tego lepiej od Balzaka. W moim przekonaniu, nawet na pewno. Ale każda próba przesunięcia ciężkiej szafy wypełnionej uświęconą hierarchią, równa się porywaniu z motyką na słońce. Toteż w warunkach ustalonych konwencji, krytyka literacko-artystyczna wydaje się czynnością raczej niewdzięczną, spekulatywną i szczególnie bezpłodną. Ba, mogłaby stać się i szczerą, i ciekawą, gdyby krytyk oceniał sam tylko utwór, nie znając nazwiska jego autora. Dopieroż by było śmiechu z gaf popełnianych przez największych w dziedzinie krytyki erudytów! Józef Mackiewicz

      Wieszać czy nie wieszać?
    • Rola emigracji polskiej: poza granicami dyspozycji państwowej sowieckiej utworzyć ośrodek, bez istnienia którego Polsce grozi zagłada. Nie chodzi o to, żeby ten ośrodek budził ducha nienawiści do Sowietów. Nienawiść przyjdzie sama. O to postara się bez nas reżym sowiecki. Ale chodzi o to, żeby nienawiść ta nie była nienawiścią zbitego psa, bezsilną, platoniczną. Chodzi o to, żeby ten ośrodek budził ducha oporu. Wsam opór czynny, jak już to wyłożyliśmy, nie wierzymy. Ale duch oporu musi żyć. Bez ducha oporu zginiemy. Ten zaś duch oporu w Narodzie Polskim pod okupacją sowiecką może wtedy tylko istnieć, gdy bazować będzie na głębokim przeświadczeniu i wierze, że tam, za granicą, istnieje i walczy polski ośrodek polityczny. Nie zapominajmy chociażby o tak potężnym czynniku, jakim się dopiero w wojnie okazał B aparat radiowy. Naród Polski pod bolszewikami siły swe czerpać będzie nie ze śp.Sienkiewiczów i Mickiewiczów (nb.przyprawionych przeciw Niemu), a z aktualnych audycji Radia Polskiego. Zliteratury, której w kraju drukować nie będzie wolno...

      Optymizm nie zastąpi nam Polski TW